Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

Hmmm no cóż...nie patrząc na ostatnie wydarzenia to powinienem odstać w pysk i to kilka razy ale poczekaj - powiedział szybko - z drugiej strony jestem teraz z Tobą jesteśmy razem więc powinienem dostać porządnego całusa - powiedział kusząco - no a gdyby to zsumował to chyba wyjdę na zero więc .... uniewinnienie - zażartował

-Jak miło. Zostaniesz ze mną. -Jane pochyliła się i pocałowała Sawyera tak jak jeszcze nigdy tego nie robiła.

Sawyer zamknął oczy i delektował się czułością pocałunku. Gdy potrafił tylko coś powiedzieć to otworzył usta i mówił - za takie całusy nigdy cię nie zostawię...

-Materialista! -roześmiała się.

Nigdy nie przywiązuje szczególnej uwagi do rzeczy...ale do ludzi chyba tak - uśmiechnął się po czym ponownie pocałował Jane

-Nic mi się nie chce robić. Rozleniwiłam się na dobre. -mruknęła Jane.

Sawyer nagle zrobił przestraszoną minę i powiedział - zapomnieliśmy...z gdzie poranny dżoging?

-Nie chce mi się biegać. -zsunęła się z Sawyera i położyła obok. -Już nie pracuję dla ISA więc po co mam się katować bladym świtem? -wymruczała.

Rozumiem cię - powiedział do Jane - ale ja muszę się trochę przejść...idziesz ze mną? Wieczór przy świetle księżyca... - powiedział zachęcająco

-Przejść się mogę... Przejść się z tobą? Zawsze. -Jane nie mogła przestać się z nim droczyć. -Orlo-tuna.

No dobra chodźmy. Sawyer uchylił kawałek namiotu i powiedział - pani przodem - zażartował po czym wyszli na plażę...

-To gdzie idziemy?

Sawyer zaczął myśleć a po chwili powiedział - widzisz...mam dla Ciebie taką propozycję...ostatnio przeszłaś trudne chwile...chciałbym byś dzisiejszego dnia poczuła się wyjątkowo...niech to będzie twój wieczór...ty mów co chcesz zrobić, gdzie chcesz iść a ja dla Ciebie to zrobię - powiedział stanowczym ale miłym głosem - co ty na to?

-Tylko żebyś tego nie żałował. - w oczach Jane pojawiły się psotne błyski. -Chodźmy tam. -wskazała ręką.

Plaża za skałami [czy coś w tym stylu Razz

]

Vin wstał i postanowił się trochę przejśc po dżungli...chciał troche bardziej poznać okolicę...

Gość

Jack wszedł do namiotu i położył się obok Shannon. Przytulil ja mocno - wszystko bedzie dobrze - zapewnil

- nie wiem .. czuje jakis niepokoj, niby wszystko ok.. ehh w takim momentach poprostu szlam do kosmetyczki - powiedziala wpatrujac sie w sufit namiotu

Gość

- Nic nie jest ok... musimy spojrzec na to realnie... jesteśmy na jakiejś cholernej wyspie, ludzie umierają, rannych pelno, zywnosc tez nie najlepsza, warunki fatalne, w dodatku dochodza konflikty w grupach i inni mieszkancy tej wyspy... nie jest ok Shannon i Cie rozumiem. Jestesmy prawie w tym samym polozeniu... no ty masz gorzej bo Ben... - urwał - tak czy inaczej... nie jest łatwo - przytulil ja lezaca jeszcze mocniej do siebie

Shannon wtulila sie w Jacka i usmiechnela sie lekko - masz racje.. odrazu mi lepiej jak powiedziales to, przynajmniej sie nie oszukujemy. Jack co bys zrobil gdyby nie ta katastrofa? Wrocil bys do domu i co ? -

Gość

- Hmmmm... wrocilbym do domu... a potem... a potem zaczął bym szukać Shannon, bo czułbym że ta pani co zasłabła na lotnisku jest kobietą mojego życia - usmiechnal sie

Shannon wybuchnela smiechem, przysuwa swoje usta do ust Jacka i szepcze - wariacie... - poczym caluje go namietnie. Gdy konczy pocalunek patrzy mu sie w oczy - i co wynajalbys prywatnego detektywa zeby mnie znalazl?? - zasmiala sie ponownie

Gość

- Nie jednego, a dwoch... a jesli by potrzeba bylo wiecej, to zatrudnilbym tylu ile byloby konieczne - musnal jej dolna warge swoimi ustami.

- i co bys im powiedzial?? ze maja szukac takiej mdlejacej blondynki?? - smieje sie i daje calusa Jackowi w gorna warge

Gość

- Nie... powiedziałbym im że mają szukać kobiety mojego życia. Najpiekniejszej kobiety swiata. Napewno by wtedy znalezli - usmiechnal sie

- taaaa - smieje sie Shannon - a jakby mnie juz znalezli? - Shannon podbiera glowe na dloni i patrzy zaciekawiona na Jacka czekajac na odpowiedz