Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

Nie wiem...może to sprawdzimy...-spytał Sawyer

Shannon krzyczy do Vina - hej mozesz nam go pomoc przeniesc?? znowu zemdlal.. zaniesmy go do jakiegos namiotu -

-Prowadź bohaterze. -powiedziała Jane ze śmiechem, chociaż wcale jej do śmiechu nie było. Płuca znów dały o sobie znać, ale nie chciała martwić Sawyera więc udawała, że wszystko jest OK.

Pamiętaj by łyknąć tabletki. nakazała sobie w myślach.

Vin zaczął wyciągać z brzucha niewielkie kolce. Po chwili wszedł do wody by się obmyć. Słona woda zaczęła piec i oczyszczać rany. W końcu ubrał koszulkę i poszedł w kierunku Shannon.

Sawyer wział Jane za rękę i ruszyli w stronę tego zbiorowiska - no dobra ale jutro zobaczysz...bede biegał jak antylopa - zażartował Sawyer

Gdy Vin juz podszedl do nich Shannon powtarza - znowu zemdlal... trzeba go przeniesc.. -

Vin spojrzał na grupę nieznajomych twarzy wokół siebie. Spojrzał na faceta który leżał mu pod nogami i spytał się

-Dokąd mam go zanieść?

-Idź chwilę sam. Muszę odwiedzić miejsce, gdzie nawet król chodzi piechotą. [czyt. krzaczki/WC]

No cóż czasem trzeba udać się w takie miejsce - zażartował Sawyer i powoli szedł w stronę grupy ludzi

- tam - Shannon wskazala na namiot -

Vin spojrzał na wszystkich wokoło po czym wziął i podniósł nieznajomego na ręce. Po chwili zarzucił go sobie na plecy i ruszył w stronę namiotu.

Jane wolnym krokiem ruszyła w stronę krzaków. Weszła między nie i ruszyła nieco w głąb dżungli. Usiadła pod drzewem. Jej oddech stał się świszczący. Z kieszeni wygrzebała saszetkę z tabletkami i łyknęła je 'na sucho'. Zaczęła kaszleć. Starała się to opanować głęboko oddychając.

Sawyer stanął i zaczął czekać na Jane. Zaczął się zastanawiać co ona tam tyle robi - kurcze no chwilkę już tam jest...wciągnęło ją to czy co - zażartował Sawyer sam do siebie

Shannon idzie za Jackiem i Vinem, ktorzy niesli Charliego do jakiegos namiotu. Klada go na kocu. Jack zajmuje sie dalej Charliem. Shannon usmiecha sie do Vina - dzieki za pomoc, mam nadzieje ze Ci sie spodoba.. w naszej krainie - Very Happy

No to się okaże. Vin spojrzał na Jack-a i powiedział

-czyli to jest ten Jack

Po czym odszedł do cienia.

Po pięciu minutach kaszel ustał, a ucisk na płuca znacznie się zmniejszył.

Co ja zrobię jak leki się skończą? pomyślała z paniką.

Sawyer lekko zdenerwowany zaczął się wracać - kurde co z nią się stało? - zaczął zadawać sobie to pytanie

Jane siedziała pod drzewem głęboko oddychając. Duszności znikły, jednak musiała wyrównać oddech i tętno. Nie chciała by Sawyer znów się o nią martwił.

Sawyer stanął przed krzakami i nie wchodził dalej. Nie chciał widzieć co robi Jane Razz

Po chwili zawołał - Jane jesteś tam?!

Libby podeszła do Jack'a i Shan:
-Hej.Jack potrzebuje pomocy.

Shannon siada na piasku i przyglada sie jak Jack zajmuje sie Charliem. Podciaga kolana pod brode i caly czas mysli o tym co Ben jej powiedzial. Nagle jej mysli przerwal glos. Shannon odwraca sie i widzi Libby -czesc.. cos sie stalo?? Jack jest chwile zajety.. Charlie sie topil.. pare dni go nie bylo.. nie wiadomo co sie z nim dzialo.. - powiedziala bardzo tajemniczo

-Cholera. -zaklęła pod nosem. Jeszcze nie zdążyła się uspokoić na tyle by jej atak nie wyszedł na jaw.

Sawyer delikatnie zaczął patrzeć przez krzaki. Zobaczył Jane pod drzewem. Wyglądało to troche inaczej niż się spodziewał - Jane wszystko w porządku?

-No Paul wywalił sie w łazience i ma rozcieta głowe.No i nie moze mowic.

Jane zacisnęła powieki w odruchu bezsilności.

Dlaczego zawsze musi mnie widzieć w takich chwilach? Przecież to nie ja. Ja jestem silna. Ja nie choruję.

-Tak!