Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

- Jack ale Ty jestes tu potrzebny - wyszeptala - zreszta o czym my mowimy.. - chciala jakos zamienic to wszystko w zart, ale dobrze wiedziala ze Jack wie, iz ona cos kombinuje - wszystko bedzie dobrze - dodala totalnie bezsensownie bo nie wiedziala co ma dalej powiedziec

Gość

- Ukradłaś mi kwestie... - zażartował - a całkiem poważnie to ja jestem potrzebny, ale Tobie... oni sobie poradza beze mnie. Nie chce Cie zostawic w takiej chwili... juz raz to zrobilem gdy mnie porwali. Nie chce zebysmy to przerabiali od nowa.

- przeciez juz nas nie porwa - patrzy na Jacka i usmiecha sie - po co bym im byla potrzebna.. chyba nikt nie chce manicure albo lekcji tanca - zasmiala sie

Gość

- Przestan... wiem do czego zmierzasz... ja i tak teraz nie spuszcze z Ciebie oka... - powiedział Jack patrzac jej prosto w oczy

- nie ufasz im ? - zdziwila sie Shannon

Gość

- Po tym co widziałem mam mieszane uczucia... ufam, owszem, ufam... ale niektorych rzeczy nie potrafie wytlumaczyc... nie chce by spotkal Cie taki sam los jak Claire... wiem ze ona zyje... ale jest zdala od nas. Wiem tez, ze nic Ci nie zrobia... ale jesli poszlabys tam sama, moglibysmy sie juz nigdy wiecej nie zobaczyc... - Jack po tym zdaniu zamilkl, nie chcial juz nic mowic.

Shannon odwraca sie do Jacka i wtula w niego, po czym daje mu calusa w usta. Chciala go za wszelka cene uspokoic, wiec usmiecha sie do niego. Wiedziala ze Jack sie domysla, iz ona bedzie chciala sie jeszcze spotkac z Benem. Daje mu jeszcze jednego calusa i nadal sie usmiecha.

Gość

- Nie odpowiedzialas mi na moje pytanie. Obiecujesz ze nic nie zrobisz na wlasna reke? - zrobil powazna mine

- tak panie doktorze dobrze obiecuje - Shannon wytyka jezyk Jackowi - czy dostane lizaka?

Gość

- Lizaka nie, ale całusa owszem - cmoknal w pysiaczek Shannon

Shannon usmiecha sie lekko - ok ja ide poplywac w oceanie.. nie ma jak to poranna kapiel - przebiera sie szybko ktorys ze swoich strojow kapielowych. Daje calusa Jackowi i wychodzi z namiotu.

Gość

- Czekaj ide z Toba - szybko sie przebral do samych bokserek i pobiegl za Shannon.

Shannon zatrzymuje sie w polowie drogi do oceanu i spoglada na spalone i czarne resztki samolotu. Spuszcza wzrok i wpatruje sie w piasek.

Gość

Jack podchodzi do Shannon, łapie ja za reke - ok jestem... chodzmy... - usmiechnal sie

- Hugo od dzisiaj koniec z obżarstwem. Chcesz dobrze wygladac to musisz zaczac trenowac ! Dzis musisz przebiec co najmniej dwa kilometry ! - pomyslał Hugo i zaczał biec wzdłuz plazy

Shannon widzi nadbiegajacego Hurley'a - czesc Hugo - krzczy do niego i sie usmiecha

- Czesc Shannon !!!! -odpowiada zadyszany Hugo
- Stary przebiegłes zaledwie 50 metrów i juz masz dosc ! - pomyslał

- cos sie stalo?? - Shannon patrzy na zdyszanego troche przerazona - ktos Ciebie goni? chcesz nam cos powiedziec? - probowala zgadnac bo widziala ze nie jest narazie w stanie wydusic z siebie zadnych slow

- Nie , nikt mnie nie goni , wiesz ...... ja trenuje - odpowiedział z ledwością Hugo

- ah - usmiecha sie - moze pobiegamy kiedys razem? tez bym musiala troche popracowac nad kondycja -

- Nie ma sprawy , Shannon . Tylko wiesz , nie bede na ciebie czekał jak zostaniesz w tyle - uśmiechnął sie Hugo i zaczął biec dalej ..

Shannon na slowa Hurley'a sie rozesmiala. Patrzy jeszcze jak biegnie wzdluz plazy po czym spoglada na Jacka.

Gość

Jack sie zasmial - swietny jest, trzeba przyznac... moze pobiegniemy z nim. Co tak sam bedzie biegal co?

- Jack przeciez jestem w stroju kapielowym.. mozesz biec z nim, poznej was dogonie - usmiecha sie

Gość

Jack poczul sie jak glupek - wiesz... ja jestem w bokserkach... chyba jednak kapiel lepiej nam zrobi - usmiechnal sie