Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

Shannon stoi sparalizowana w miejscu i patrzy troche przerazona na Bena. Bardzo sie go bala.

Ben uśmiechnął się do Shannon. To było naprawdę dziwne. Sam nie chciał w to wierzyć...

Gość

Jack przyciagnal Shannon do siebie. Widzial jak Ben sie na nia patrzyl i chcial by czula sie bezpiecznie - ... a tym razem?? o co chodzi??

- wiem, ze to zabrzmi dziwnie, ale sam nie mogę ci tego powiedzieć... - Powiedział, patrząc na pare jak lekko oszołomiony - Shannon, czy mogę ci zadać jedno, jedyne pytanie?

Shannon przytula sie do Jacka - skoro Jack mu ufa... - pomyslala, probojac sie usmiechnac do Bena - jasne.. jakie ? - zaciekawia sie przez chwile

- Ekhm... Jack, lubię cię, ale na osobności - Popatrzył na niego chłodno. To był komunikat, a nie prośba... - Możesz nas zostawić na jedną chwilę?

Gość

- Rozumiem Cie, odejde, ale dla pewnosci chce was obserwowac... to jedyna mozliwosc...

- Oczywiście... - Powiedział krótko.

Gość

- Shannon... w razie czego jestem caly czas obok... nie boj sie... - pocalowal ja, uscisnal dlon i odszedl pare metrow od nich.

Shannon spojrzala niepewnie na oddalajacego sie Jacka, po czym spoglada na Bena czekajac na pytanie.

- Wiem, to zabrzmi co najmniej dziwne, Shannon, ale jakie miała nazwisko twoja matka? - Zapytał lekko speszony

- moja mama? - Shannon byla bardzo zaskoczona..patrzy w ziemie po chwili zbiera sie na pytanie - dlaczego o to pytasz? -

Gość

Jack z dala obserwuje rozmawiajacych Shannon i Bena... bardzo sie niecierpliwi...

- Nie chciałabyś tego wiedzieć. Nie teraz... Powiedz mi po prostu, jakie nazwisko panieńskie miała Melody Rutherford? - Powiedział. nie chciał jej powiedzieć całej prawdy. Może sie bał?

Shannon siada totalni zdezorientowana na piasku - Stewards - powiedziala cicho - jej panenskie nazwisko to Stewards.. dlaczego tu jest tak duzo tajemnic? dlaczego nie chcecie nam pomoc sie stad wydostac dlaczego my nic nie wiem? - zaczela sie denerwowac co bylo reakcja obronna przed bolem, ktory byl wywolany utrata matki..

Ben był totalnie przerażony - Nie chciałabyś dowiedzieć sie prawdy. To lepiej nic nie wiedzieć... Prawda to za duża odpowiedzialność - Powiedział szybko - Jesli chcesz wiedziec więcej i będziesz gotowa wiedzieć więcej, to idź do dżungli. Odpowiedź poznasz wcześniej, niż myślisz - Powiedział i w pośpiechu oddalił się

Shannon schowala twarz w dloniach i probowala sie uspokoic. Duzo mysli kolatalo jej w glowie.

Gość

Jack widzac ze Ben sie oddalil podbiegl do Shannon - co sie stalo? - zapytal przerazony

- nic - szepnela cicho placzac. Lzy kapaly na piasek. Nie chciala zeby Jack widzial ze placze, dlatego wciaz nie podnosila glowy.

Gość

Jack przytulil Shannon. Nic nie rozumial, ale tez nie chcial nawet slowa wyjasnienia... podejrzewal ze i tak nic nie zrozumie... bylo mu przykro ze Shannon jest smutna...

Shannon wtula glowe w koszule Jacka, ktora po chwili staje sie wilgotna od lez.

Gość

Jack poczuł wilogoć na swojej koszuli - Wszystko bedzie dobrze... czy... czy moge w jakikolwiek sposob Ci pomoc?? - zapytał płaczącą Shannon

- tak... - Shannon spoglada zaplakana na Jacka - poprostu badz przy mnie - szepnela

Gość

Jack milczal. Przytulil ja mocniej... stali tak przez pare minut.

Shannon wtulona w Jacka uspakaja sie z minuty na minute. Gdy juz przestaje plakac, patrzy sie w jego oczy i stara sie usmiechnac.