Klif

- wiem.. Boone by nie chcial zebym tak ginela ... by mnie chyba zabil - rozesmiala sie przez lzy - corke? - spojrzala na niego dziwnie - Shannon jestes moja corka... jestes moja corka.. Melody.. - zaczelo jej szumiec w glowie

- Tak Shannon. Córkę. Moją i Melody... - cały czas mówił tak, by coś jej się przypomniało

Shannon niedokonca byla pewna... i powiedziala - tak jak moja mama.. tak samo miala na imie - spuscila glowe - nawet ona mnie opuscila.. - cos jej podpowiadalo ze ten czlowiek chce jej cos powiedziec.. cos .. zaskakujacego? -

- Nie opuściła cię... przekazał cię mi - powiedział - Chyba zostanę twoim aniołem stróżem, córeczko... nie pamiętasz mnie?

Shannon patrzy na Bena lekko przerazona.. spuszcza wzrok i patrzy na niego - przeciez.. przeciez.. ale.. tata? - pewne sceny z utopi mignely jej przed oczami.. -

- Tak, tata - westchnął Ben - A od niedawna twój anioł stróż... - dodał - Czy ty chcesz mnie wykończyć na serce? Idę sobie nad klif, porozmyślać, a ty mi się rzucasz - Przytulił ją - Shannon....

Shannon wtulila sie w Bena i zaczela plakac - zrobilam cos strasznego - szepcze mu do ucha lkajac

- Spokojnie Shannon. O co chodzi? Co sie stało? - Zapytał, głaszcząc ją po plecach

- sama nie wiem... chyba sie w tym wszystkim pogubilam.. najpierw ta sprawa z Jackiem i Emily.. potem ta z Mattem i jeszcze mnie oklamal ze jest od nas - powiedziala ze smutkiem

- Matt? - Ben był zdziwiony - On jest od nas. Wszystko zależy od twojego punktu widzenia. Zależy od tego z kim ty jesteś - Powiedział

- ja chyba z nikim.. - oderwala sie od Bena i spojrzala w horyzont - stracilam ich obu - podciagnela nogi pod brode, lza splynela jej po policzku - chcialabym poprostu zapomniec i obudzic sie we wlasnym lozku, we wlasnym domu ... -

- Wiesz dobrze, że twój dom jest w Utopii. Zawsze możesz tam wrócić. Zapomnieć... - Powiedział Ben

- narazie tato, to musze poszukac swojego miejsca w swiecie, pojde na plaze.. zamieszkam sama, postaram sie jakos im pomoc, pomagajac sobie... - mowila zapatrzona w horyzont

- Wiesz, że nie jesteś sama. Masz wspaniałą siostrę... niedługo będziesz miała braciszka... Masz mnie, wszyscy w wiosce przyjmą cię z otwartymi ramionami. Pomogą ci...

- dziekuje.. ale ja mu nie spojrze w oczy... - popatrzyla na Bena - nie spojrze Mattowi w oczy - wyciaga kartke z jego wierszem i swoim rysunkiem - oddasz mu to? nie da to odpowiedniejszej osobie... - patrzy ze smutkiem

- Shannon... jesteś wyjątkowa. Nie tylko dlatego, że jesteś tak dobrym człowiekiem. Wiesz... Matt nigdy nie pokazuje nikomu swoich wierszy. Nigdy nikomu ich nie oddaje... Na pewno byłaś najodpowiedniejszą osobą - Ben nie wziął od niej Kartki - A poza tym nie musisz go spotykać. Matt pracuje w Hydrze. Prawie stamtąd nie wychodzi. Jest lekarzem. W wiosce na prawdę byś go nie widywała, a do Hydry raczej nie pozwoliliby ci wejść. Na plaży za to, musiałabyś spojrzeć w oczy Jackowi

- ale Jack mnie zdradzil... tak jak jego.. - Shannon patrzy na kartke - nie wiem moze sie zakopie .. - usmiechnela sie lekko - nie pokazuje nikomu swoich wierszy? - ale zaraz posmutniala - teraz juz by mi napewno nie pokazal.. dlatego powinienes wziac ta kartke i mu oddac -

- Uwierz mi, Matt nie jest pamiętliwy... I na prawdę powinnaś iść do domu. Do twojego prawdziwego domu... - Ben wstał i wyciągnął ku niej rękę - Odpocząć, zapomnieć... choć na chwilę

Cos jej podpowiadalo ze ma isc - a oni? co z nimi? - powiedziala patrzac w kierunku plazy

- Poradzą sobie. Jane jest ich najlepszym obrońcą... - powiedział Ben - Ty musisz odpocząć od nich... od dziczy... od tego wszystkiego...

Shannon podaje mu reke, ale na chwile jeszcze sie odwraca spogladajac w klif.. odwraca sie do Bena i idzie z nim z klifu..

- Moja dzielna dziewczynka... - Powiedział Ben i razem z Shannon poszli do dżungli

//Ciemne terytorium

Elisha przyszła nad klif.Usiadła blisko urwiska...

Elisha poszła na plaze

//obozowisko

Lee z tatą weszła na klif