Stacja 'Perła' [od 9 dnia]

Shannon wbiega do perly i zatrzaskuje drzwi.. patrzy na Matta zalamana.. podchodzi do niego blisko i przymyka oczy. Chce zeby to wszystko sie skonczylo.

- Shannon, do cholery! To nie tak jak myślisz!- krzyczy załamany Jack...

Shannon slyszac glos Jacka wychodzi przed bunkier i krzyczy mu - nienawidze Ciebie rozumiesz?! nienawidze... idz do niej, wiedzialam ze tak bedzie - zdejmuje pierscionek zareczynowy ktory od niego dostala i rzuca mu go. Odbija sie od jego klatki piersiowej i spada na ziemie.. Shannon wchodzi do bunkra i zamyka drzwi. Sama siada pod drzwiami i placze..

Jack dostaje pierścionkiem, podnosi go z ziemi i zaczyna cicho płakać...
- Shannon...

Jack podchodzi do drzwi bunkra
- Shannon!- krzyczy- Możemy chwilę porozmawiać?

Shannon znow wychodzi z bunkra i krzyczy - daj mi swiety spokoj rozumiesz? jestes klamca.. wracaj do niej bo tam czeka - krzyczala

- Nic, ale to nic po między nami nie zaszło. Upiłem się, bo żałowałem tego co Ci powiedziałem. Czułem się podle... Chciałem się upić do bólu i o wszystkim zapomnieć... Ale nie mogłem- zrobił lekką przerwę- Naprawdę... zależy mi na tobie, bo Cię kocham i niebyłbym w stanie pokochać żadnej innej kobiety...

- klamiesz, powiedz mi czemu Ty tak klamiesz.. jak mogles mnie tak upokozyc... - patrzyla na niego wsciekla, schowala twarz w dloniach i zaczela plakac - Jack ja was widzialam rozumiesz to?! -

- Co dokładnie widziałaś? Widziałaś jak pomaga mi wstać bo byłem pijany? Nie jestem kłamcą- powiedział cicho- Nie upokorzyłem Cię...- Podszedł do niej powoli z wysuniętymi rękoma

Shannon robi pare krokow w tyl - nie zblizaj sie... pewnie bym zobaczyla jak sie calujecie gdybym przyszla pare chwil pozniej - szlocha - jestes taki sam jak kazdy wiesz? taki sam! - krzyknela

- Shannon- powiedział łagodnie- NIGDY bym Ci tego nie zrobił, kocham Cię i NIDGY PRZENIGDY nie umiałbym Cię zdradzić... Szaleję za Tobą i nic na to nie poradzę- Jack chwycił jej barki

Shannon znow zrobila pare krokow w tyl i napotkala bunkier, odwrocila twarz - a jednak co innego widzialam... zostaw mnie, tak juz to zrobiles.. -

Jack podbiegł do niej i chwycił jej rękę.
- Shannon, NIC między nami nie zaszło... Nie możesz po prostu mi zaufać? Na tym buduje się związek... Na zaufaniu...

- i kto to mowi!! - krzyknela - chyba juz zapomniales co mi probowales mowic! - krzyknela wyrywajac reke

- Wiem, ale popełniłem błąd... I się teraz do tego przyznaję... Popełniłem błąd- wyciągnął do niej rękę.

Nagle zaczelo padac... lzy Shannon mieszaly sie z deszczem... - ja... ja juz nie potrafie - spuscila wzrok

- Musimy przezwyciężyć to wszystko...- powiedział Jack, który już po chwili był cały mokry- Shannon, kocham Cię i chcę być z tobą do końca moich dni...

Shannon podchodzi do Jacka i sie w niego wtula - trzymaj sie Jack.. badz dzielny.. - szepcze

Jackowi spływa po policzku łza...
- Shannon, co zamierzasz...?

- jestes im potrzebny - szepnela w oczy - a mnie zzera od srodka, jak przyplynie po was pomoc.. to ja bede w okolicy .. -

- Shannon nie możesz odejść... Kocham cię i wiem, że ty czujesz to samo...

- moze Ci kiedys wybacze - krople splywaly jej po twarzy, cala byla juz przemoczona..

- Shannon... Nie będzie kiedyś... Jest tylko teraz...- kolejna łza spłynęła mu po policzku

Shannon robi pare krokow do tylu.. - to zycze wam wszystkiego najlepszego.. -mowi pelna zalu i smutku

- Shannon proszę... zastanów się teraz i zadecyduj czego naprawdę chcesz...- nie miał już siły... był kompletnie wyczerpany, ale kochał ją i zrobiłby wszystko by mu wybaczyła... mimo, że to nie była w pełni jego wina...