Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

- Nie ma sprawy sis, obiecalem Ci to i dotrzymalem slowa... lece szukac Angel...

Libby wraca z małego spacerku.Widzi zadowolona Shannon . Siada na piasku.

Angel obudziala sie, nie spala dlugo wiec przetarla oczy i wstala. Na plazy dzialo sie cos dziwnego, a moze... pomyslala cicho w myslach idac w tamta strone.

Boone wital ludzi znajdujacych sie na wyspie, po chwili zobaczyl znajomo wygladajaca postac, kierujaca sie jego kierunku. Angel - pomyslal, widzac sylwetke.. mogl ja poznac wszedzie, jej smukle cialo, sliczne dlugie falujace wlosy, typowy dla niej chod modelki.. tak.. to byla Angel. Nie tracac ani chwili, Boone pobiegl Jej na spotkanie... ucieszony wpadl w Jej ramiona, czestujac dlugim pocalunkiem.
- Juz myslalem, ze cos Ci sie stalo.. nie bylo Cie jak wrocilem... dobrze, ze jestes...

Angel byla zaskoczona, zamurowalo ją. Łzy zaczely jej splywac po policzku -martwilam sie o ciebie... tak bardzo - wtulila sie mocno. Gdy podniosla glowe spojrzala w jego oczy, widziala w nich blas w ktorym sie odnajdywala.

- Juz jestem i nie opuszcze Cie - Boone objal ponownie Angel kwitujac kolejnym pocalunkiem. Po chwili spojrzal na zaplakana ze szczescia twarz Angel, dotknal delikatnie dlonmi jej podbrodka i wyszeptal:
- Kocham Cie... piekna noc, ciepla i gwiazdzista - wymarzona dla Nas... przejdzmy sie w strone namiotu... chce byc tej nocy blisko Ciebie.. - ruszyli zblizajac sie z kazda chwila do miejsca przeznaczenia

Widzisz Shannon wiedziałem że coś tam jest a ty...dobra nie ważne...fajnie jest - Paul wychodzi z wody cały przemoczony - przynajmniej trochę sobie popływałem hehe - zażartował....

- oj Paul przepraszam... wolalam nie rozbudzac w sobie nadzieji.. - usmiecha sie do Paula - a to jest Jack, poznajcie sie - tuli sie do ukochanego i szepcze mu na ucho - to jest facet Libby - Very Happy

Paul podaje rękę Jack-owi - widzę że chyba chcecie się nacieszyć sobą co? Wiecie właśnie sobie przypomniałem że muszę....echhh....się poopalać...TAK muszę nabrać trochę rumieńców..... - po czym siadł na piasku i zaczął się wygrzewać....

-Paul.. ale juz jest wieczor.. a nawet u niektorych noc... - zahihotala Shannon -

Echhh...no to....ja....może..... - kurde myśl Paul - no wiem....ten....poszukam drewna.... TAK....przyniosę drewno...poszukam go w okolicach plaży....

Jamie w nienajlepszym humorze weszła na plaże. Zaciekawiło ją co robi tam tylu ludzi... Podeszła do Paula:
-Ej, co sie tutaj dzieje?

- oook - usmiecha sie - a gdzie jest Libby?? -

Jack & Boone wrócili....i teraz witają się ze swoimi kobietami....Boone wita się ze swoją w namiocie Smile

dobra ja idę po drewno idziesz ze mną?

-Jak to wrócili? Gdzie jest Des? -zapytała poddenerwowana Jamie. Podbiegła do Shannon i Jack'a.
-Jack gdzie jest Desmond!! Gdzie on do cholery jest!

Paul chyba nie wiedział co powiedział. <(jaki rym) Postanowił odejść trochę od towarzystwa i poszukać drewna z dala od jakiejkolwiek cywilizacji....

-Czy wy mnie wogóle słuchacie!! Gdzie on jest?! Może mi ktos odpowiedziec??

- Jamie uspokoj sie.. Des... go jeszcze nie ma wiesz on zostal.. tylko nie denerwuj sie prosze - podchodzi do Jamie i trzyma ja za ramiona

Oczy Jamie otowrzyły się bardzo szeroko... Strach ogarnął ją calutką. Tak bardzo się o niego bała, tak tęskniła...
-Jak to został? Zostawiliście go?! -próbowała powstrzymac się od krzyku.

- Jamie spokojnie.. - Shannon patrzy bezradnie na Jacka - oni nie chcieli go puscic, Jack bal sie bo Boone byl nacpany..nie poradzil by sobie sam.. - zaczela tlumaczyc chociaz juz sama byla bliska placzu..

- hej

Elizabeth usiadła na piasku i podkurczyła nogi.

Eko wyszedł z dżungli i zobaczył na plaży gromadkę ludzi.
- Nazbierałem trochę tego - powiedział i położył tobołek na ziemi - bunkrowe jedzenie nie zawsze może być takie dobre jak naturalne... więc... częstujcie się.
Spojrzał na mężczyzn, których wcześniej nie widział.

Libby postanowiła pojsc na spacer.

Elizabeth wrocila i usiadła na piasku.