Obozowisko na południowej plaży [od 29 dnia]

Shannon patrzyla to na Desa, to na Jacka - ok ja pojde z Toba - powiedziala - ale jak ich nie znajdziemy to wrocimy ok ? i nie bedziesz organizowal takich wypadow, bo musimy sie starac trzymac razem -

- nie , nie wy zostajecie ! - krzykna i pokazywał na nich palcem

Shannon w tym momencie juz byla totalnie zdezorientowana, gdyby byla facetem to by strzelila Desmondowi tak mocno w twarz po to by stracil przytomnosc, potem by go zaciagnela do namiotu i zostawila zeby sie "przespal". Niestety nie miala takich mozliwosci - Des uspokoj sie, chcemy Tobie pomoc, ale nam nie ulatwiasz - stwierdzila Shannon - nie rozumiesz ze nie chcemy Ciebie samego puscic do dzungli bo to jest niebezpieczne ? -

-co jest niebezpieczne to ja wiem , po za ty ja idę do bunkra teraz po dodatkową broń i ide od razu do innych -

- ok - powiedziala i weszla na chwile do bunkra, poczym wziela jedna kanapke - to idziemy - powiedziala pewnym glosem i spojrzala na Jacka, a potem na Desmonda - na co jeszcze czekasz? - zapytala Desa

Ide wy zostajecie! - powiedział zostawiając ich na plazy

==> okolice bunkra

Shannon siada na piasku i zaczyna jesc kanapke - skad on moze wiedziec ze jestem corka Bena? co to za wymysl.. - myslala troche zaniepokojona - no nic nie moge byc odpowiedzialna za wszystko.. zreszta mnie to nie dotyczy .. jezeli nie chce zebym szla to nie bede sie pakowala tam gdzie mnie nie chca - dodala w myslach - Boze spraw zebym nie zwariowala i nie rzucila sie z tego cholernego klifu -

Mike postanowil rozejrzec sie po okolicznej dzungli przede wszystkim by znalezc jakies owoce

=> drzewa owocowe

No wiec Kat zrobila to co zywkl xD Wyszla i zapalila xD

Wyszła ze swojego schronienia i rozejrzała się dookoła
Kim właściwie są ci ludzie? - pomyslała -wcale ich nie znam, a może powinnam...
Do tej pory nie obchodziło jej właściwie to, co dzieje się dookoła, ale może czas, by zaczęło. Z każdym dniem coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że ratunek nie nadejdzie...

Dave sie wybudzil z glebokiego snu. Dawno mu sie juz tak dobrze nie spalo.. usmiechnal sie do siebie i usiadl na piasku. Wyciagnal papierosa i go odpall - coraz bardziej zaczyna mi sie tutaj podobac... szkoda ze nie mam przy sobie gitary - rozejrzal sie po plazy, obserwujac znajdujacej sie na niej ludzi.

=> Drzewa owocowe

Mike po znalezieniu kilku przydatnych materialow zaczal przymocowywac je do drzew.
Inni sa juz na tej wyspie kilka tygodni, a pomoc wciaz nie nadeszla. Mike jest tu dopiero kilka dni po odzyskaniu przytomnosci, a ma powazne watpliwosci czy kiedykolwiek nas uratuja.

Shannon zobaczyla ze jakis facet cos przymocowuje do drzewa, nie chcac ciagle myslec o tym co dzieje sie na wyspie wstaje z piasku i podchodzi do niego - czesc.. - zaklada reke na reke i przyglada sie co on robi.. po chwili dopiero pyta - co robisz? -

Mike nie zauwazyl, ze ktos za nim stoi, po chwili sie odwraca - robie sobie schronienie - powiedzial konczac przywiazywanie ostatniego wezla do palmy

Po chwili przyjrzal sie dokladnie kobiecie i zapytal - jak ci na imie? - lekko sie usmiechnal

- ah no tak - odpowiedziala i zrobilo jej sie troche nieswojo, poniewaz mogla sie domyslec co robi, nie chcac pokazac ze sie komus narzuca stara sie zlozyc jakies jedno sensowne zdanie - dobry pomysl z tym schronieniem, pogoda tutaj jest jak w kalejdoskopie - zasmiala sie ale zaraz przestala, stwierdzajac ze lepiej niech sie juz nie odzywa - ok to juz nie przeszkadzam - nagle uslyszala pytanie - Shannon, mam na imie Shannon -

Skinal glowa - witam, jestem Mike - popatrzyl przez chwile na swoja konstrukcje, ktora przypominala namiot za czasow ludzi pierwotnych - co sadzisz - zapytal

- milo mi - usmiechnela sie i spojrzala na schronienie Mike'a - hmmm no hotel 5 gwiazdkowy to nie jest - rozesmiala sie - no ale zawsze cos - podchodzi blizej do namiotu i zaglada do srodka - musisz jeszcze popracowac nad "dachem", bo moze Ciebie obudzic zimny prysznic -

-taa, zajme sie tym pozniej - powiedzial zdejmujac koszule, zostajac na samym podkoszulku, po czym rozejrzal sie po obozie - czas szybko wam to nie leci huh?

- no tak jakby - spojrzala sie na Mike'a i szybko w horyzont - jakos sobie radzimy - dodaje szybko - pewnie to juz slyszales, ale nie widzialam Ciebie tutaj nigdy -

- Kiedy spadlismy na wyspe na ok. 3 tygodnie stracilem przytomnosc... - chwile pomyslal - ...cud ze zyje - dokonczyl - potem kilka dni blakalem sie po dzungli tracac nadzieje, ze ktokolwiek przezyl... ale dotarlem wczoraj do waszego obozu i oto jestem - popatrzyl na inne namioty w tle

- no tak - usmiechnela sie nie pewnie - dobrze ze przezyles, widzialam ze juz z Davem i Sawyerem sie zaprzyjazniles -

-Z Sawyerem? - popatrzyl na Shanon - nie sadze - domyslal sie ze chodzi o tego drugiego - Jesli chodzi o Dave'a... - usmiechnal sie - ...powiedzmy ze zapalilismy fajke pokoju

- taaa, dziennie to wypala ich chyba z 40.. chociaz nie, ostatnio oszczedza, pewnie mu sie koncza - usmiecha sie - a co robiles przed katastrofa? - zapytala dziwiac sie ze Mike jest taki otwarty

- Mozna powiedziec, ze bylem swiezo po studiach... dostalem sportowy kontrakt zycia, z ktorym pozegnalem sie z chwila gdy polecialem odwiedzic moja rodzine w Sydney - pokrecil glowa - A jak z toba? - lekko sie usmiechnal