Obozowisko na południowej plaży [od 15/16 dnia]

Lee bawiła się z Vincentem. Rzuciła mu daleko patyk i pobiegła za nim gdy się po niego udał. Ale śliczny labrador nie chciał jej oddać patyka. Biegnie z nim gdzieś dalej wydając śmieszne odgłosy.

-Vincent! Oddawaj patyk! -Lee śmiejąc się biegnie za psem.

//plaża za skałami.

//okolice bunkra

Jane wchodzi na plażę. Pierwsze co robi to dokańcza budowę namiotu. Potem rozgląda się za Lee. Zagadnięta przez nią Rose mówi, że jej córka pobiegła gdzieś za Vincentem.

//skały

Lee dalej bawi się z Vincentem i Waltem

-Cześć mamo. -Lee na chwilę podbiega do Jane. -Sawyer siedzi za skałami, chyba coś mu się stało w rękę. To ja lecę. -uśmiecha się i biegnie za Vincentem.

Jane zaskoczona popatrzyła za córką. To nie ja powinnam iść do niego. To on powinien przyjść do mnie. A nawet jeśli nie to jego strata. Już raz byłam samotną matką, drugi nie będzie żadną tragedią.

Zaczęła rozpakowywać rzeczy w namiocie. Zajrzała do portfela i wyciągnęła z niego list.

Koperta nie była zaklejona i wyglądała jakby Jane miała ją w portfelu od kilku lat. Na kopercie był naklejony znaczek, a poniżej wypisany pismem Jane adres.

Cytat:

Bank Nasienia
East Street 598/569
Los Angeles, CA, USA

W środku był krótki list:

Cytat:

Los Angeles, 4 czerwca 1998

Szanowni Państwo,

Przed rokiem skorzystałam z Państwa usług. Wybrałam dawcę nr 9596302. Moja córeczka kończy dziś roczek. Długo się wahałam, ale uznałam, że jej biologiczny ojciec powinien wiedzieć, że ma córkę. Dlatego proszę o przekazanie mu tej informacji. Gdyby kiedykolwiek chciał ją zobaczyć może się skontaktować ze mną przez Państwa ośrodek.

Z poważaniem,
Jane Weller

Shannon wychodzi na plaze. Jest jej coraz ciezej z tymi torbami ale daje rade. Idzie do swojego namiotu. Kladzie torby w nim i spoglada na zblizajace sie ku horyzontowi slonce. Wdycha bryze i mysli - o tak tego mi brakowalo.. - usmiecha sie do siebie i siada na piasku.

-Może po prostu chcą pomóc niektórym z nas?- odpowiedział pytaniem retorycznym Goodwin Stelli.

Shannon wpatrywala sie w horyzont przez chwile. Potem rozejrzala sie po plazy i zobaczyla Goodwina oraz... - ja tez skads znam... - poczula lekki niepokoj.. - jakos dziwnie mi sie kojarzy z moim ojcem..albo popadam w jakas paranoje.. - bierze z torby mango i zaczyna jesc.

Jane rzuciła niedbale list w namiocie i wyszła na zewnątrz. Zauważyła Shann siedzącą na piasku.

-Cześć. -przywitała się z nią. -Można się przyłączyć?

- jasne siadaj - usmiecha sie do niej - widze ze Lee sie zaaklimatyzowala - mowi widzac dziewczynke bawiaca sie z Vincentem

-A gdzie ona by się nie zaaklimatyzowała? -Jane roześmiała się. -Czasami zazdroszczę jej tego przystosowywania się do nowych warunków z chwili na chwilę.

- nooo nie badz taka skromna .. wiadomo po kim to ma - puscila jej oczko - mmm brakowalo mi tej plazy.. - odetchnela - ale przeraza mnie fakt tego ze nie pamietam paru ostatnich dni.. tylko jakies glupie uczucie... -

-Witaj w klubie. -roześmiała się z lekką nutą histerii w głosie. -No, ale przynajmniej Jack jest z tobą nadal.

- taaa - usmiechnela sie - ciekawe jak dlugo ze mna wytrzyma - rozesmiala sie - apropos Sawyera.. chyba sam nie wie co sie z nim dzieje.. Jane.. - zrobila krotka przerwe - myslisz ze oni nas porwali? - spojrzala sie na nia badawczo

-Nie wiem. Może. Jak inaczej wytłumaczyć te nasze dziury w pamięci. -zamyślona popatrzyła w ocean. -Jedyne czego chcę to wrócić do domu. Do rodziny.

- Ty masz do kogo.. mnie brat olal.. pewnie gdzies sobie znalezli lepsze miejsce na mieszkanie z Angel - usmiechnela sie - a do macochy nie mam co wracac, ale wiem ze jakbym wrocila to napewno znow zaczela bym tanczyc.. - zastanowila sie chwile - tak.. tego mi chyba najbardziej brakuje -

-Zawsze możesz zamieszkać ze mną i Lee. -Jane uśmiechnęła się. -Mamy tak duży dom, że czasami czuję się w nim jak mała myszka.

- uuuu to chyba czekaja nas dluuuuuuuugie babskie wieczory - rozesmiala sie - to ja nie dziwie sie Tobie, ze tu Ci sie nie podoba ... skoro masz taki dom - ponownie sie rozesmiala

Sawyer szedł sobie plażą. Zauważył na piasku Shannon i Jane które o czymś rozmawiają - nie mogę tego tak zostawić - podszedł do nich i stanął naprzeciw nich. - możemy porozmawiać? - spytał pół nagi Sawyer patrząc na Jane

-Połowę życia spędziłam w sierocińcu więc musiałam się jakoś odegrać na losie. -zaśmiała się. //to powinno być przed postem Sawcia

-Jasne. -powiedziała do Sawyera wstając.

Sawyer spojrzał na Shannon a potem wraz z Jane poszli trochę dalej.

//plaża z dala od obozowiska

Shannon rozklada sie na piasku i usmiecha do siebie - trzymam kciuki Jane.. - pomyslala

Claire wychodzi na plaze radosnym krokiem. Ludzie do niej podchodza zeby zobaczyc jej pocieche. Pytaja sie o jego imie, ale odpowiada im ze jeszcze nie wie.. a potem szybko dodaje ze ma pare na mysli ale nie wie ktore wybrac - po co mu mialam wymyslac imie skoro chcialam go oddac - pomyslala smutno ale tylko przez sekunde, teraz wiedziala jak bardzo kocha to dziecko. Gdy prawie wszyscy zobaczyli dzidzusia Claire poszla do swojego namiotu. Siada na piasku, opiera sie o drzewo i tuli dzidziusia.

- Pomóc? To śmieszne. Pomogłam jednemu z nich gdy nasi go przetrzymywali. Ale jakoś nie zauważyłam, żeby pałał do nas chęcią pomocy - Westchnęła. Zadręczała się myślą, że nie zdobyła tej informacji. Musiała ją kiedyś zdobyć. Musiała znaleźć tego mordercę...

//plaża za skałami

Jane usiadła przed namiotem i jadła powoli owoce obserwując bawiącą się Lee.