Obóz Rousseau

-Szszsz -Jane położyła palec na ustach. -Tam chyba ktoś jest. -powiedziała szeptem. -Rozdzielmy się. Daj mi pięć minut, bym mogła obejść z drugiej strony. Weźmiemy go w dwa ognie.

- Dobra - szepnal James. Schowal sie za drzewem i obserwowal skradajaca sie Jane.

Jane ostrożnie zaczęła obchodzić podejrzany teren. W pewnym momencie zauważyła ślady nagle kończące się bez żadnego powodu. Podeszła bliżej i pod gałęziami, trawą i liśćmi zauważyła coś w rodzaju klapy lub włazu. Szybko wróciła do Sawyera.

-Tam jest jakieś wejście pod ziemię. Jeśli wejdziemy od tak nie mamy żadnych szans. Trzeba zrobić trochę hałasu i wywabić lokatorów na zewnątrz.

- Ktoś tam jest - pomyślał Charlie ale nie chciał krzyczeć gdyż obawiał się reakcji Danniele.

Danielle słyszy podejrzane odgłosy. Zamyka od środka wejście, tak by nikt nie wszedł i dalej obraca w rękach nóż. Widzi, że charlie się ocknął - To jak masz na imie? - szepneła - skąd jesteście? Co to za katastrofa o której mówiła ta dziewczyna?

Jane wyciąga coś z plecaka.

-Masz zapałki lub zapalniczkę? -zapytała Sawyera.

Sawyer zaczal nerwowo przeszukiwac kieszenie. Znalazl lekko pogniecione pudelko zapalek. Otworzyl je i szepnal:
-Kurcze, zostala ostatnia. Nie wiem co kombinujesz, ale masz tylko jedna szanse.
Podal zapalki Jane.

-Dzięki. -uśmiechnęła się Jane biorąc pudełko z jedną zapałką. -Schowaj się za tamtymi krzakami. I weź to. -podała Sawyerowi swój kij po czym zaczęła się skradać przez dżunglę.

-Dobra, tylko badz ostrozna - odparl Sawyer i szybko czmychnal za pokazane przez Jane krzaki

Jane ukryła się za upatrzonymi krzakami, wcześniej znalazłwszy inny bambusowy kij. Z długopisu, lusterka i pomadki, które wcale nie były tymi przedmiotami skleciła malutką bombkę, którą po podpaleniu rzuciła na klapę włazu. Policzyła do 10 i wtedy rozgleło się... BUUUUUUM!!!!

James na dzwiek wybuchu az skulil sie za krzakami. Po chwili jednak popiegl do Jane.
-Nic ci nie jest?! - spytal.

-Jasne, że nie. -Jane zrobiło się jakoś lekko w środku na myśl, że Sawyera obchodzi czy nic jej się nie stało. -Poczekajmy aż wyjdą.

-Przydalby sie teraz jakis pistolet lub karabin. - mruknal Sawyer czekajac cierpliwie.

-Pokonać przeciwnika bronią palną to żadna sztuka. Pokonać go kijem lub gołymi rękami to dopiero coś. -szepnęła Jane. -Leon Zawodowiec powiedział, że im bliżej jesteś zostania profesjonalnym killerem tym bliżej podchodzisz do ofiary. Od snajperki do noża. -puściła do Sawyera oko

-Mimo wszystko wole jednak swoje metody. - usmiechnal sie. Skoro nie mial pistoletu, musial radzic sobie nozem. Wyjal go wiec z kieszeni i szybko rozlozyl. Noz przypominal zwykly scyzoryk, ale mial na obudowie emblemat Navy Seals i byl troche innej konstrukcji.

-Byłeś w Navy Seals? -Jane dostrzegła emblemat na scyzoryku Sawyera. W jej oczach pojawił się błysk podziwu.

-Nie, znalazlem go we wraku. - odparl James wyraznie probujac uniknac tematu

-Kiedyś strasznie chciałam się tam dostać, ale nie wyszło. -Jane uciekła spojrzeniem w bok.

- No ale i tak pracowalas dla rzadu. To chyba dobrze? - spytal Sawyer

-ISA to nie jest rządowa agencja. Finansują nas prywatne korporacje. Nas.. Powinnam powiedzieć ich.

Kate szla za Russeau i po drodze natknela sie na dwojke rozbitkow. Sawyera i Jane.
-Wy tez tutaj?

-Szszsz. Schyl się. -powiedziała Jane.

Kate przykucnela.
-Macie jakis plan zeby odbic shannon?

-Więc to Shannon jest tutaj??? -Jane była zaskoczona

-Widzialam jak ta kobieta ja tu przywleka. Dlatego za nia poszlam.