Krzaki tuz przy plaży

Colleen zaostańmy tu-powiedziała Juliet

No to mamy juz: Clarie, Jane, Sawyer... słyszałaś oni mają na wyspie jakiegos lekarza... Słuchaj moze powiedzą coś więcej tam siedzi jakiś chłopak widzisz?? Poczekajmy... nieługo zasną

Ciekawe ile mają broni pomyślała Colleen.
Nie odzywała się (co było bardzo dziwne).

Hej Colleen ide bliżej w kierunku tamtej grupki ludzi..

-Idź -mruknęła.
Nareszcie spokój. Ciekawe gdzie jest Ethan?

Coll siedziała znudzona, przesypując piasek w dłoniach.
Juliet jest dużą dziewczynką. Da sobie radę. Ben by jej samej nie puścił. Przesadza. To już zaczyna się robić śmieszne.

Colleen on mnie zauważył( tu pokazała palcem na chłopaka o imieniu Boone...) Wziął mnie za jedną nich... Dłużej nie możemy ryzykować spadamy....
Juliet wbiegła w głąb dżungli...

Colleen westchnęła, podniosła się, otrzepując dłonie z piasku, poszła wolno za Juliet.

Juliet usiadła w krzakach... Wyjeła liste miała juz zapisane : Jane, Sawyer, Jack, Clarie.... Czekajcie cukiereczki-powiedziała po cichu po czym podeszła w strone plaży i stanęła za najbliższym drzewem...

poniżej to już od czwartego dnia

Goodwin wreszcie dotarł na plażę rozbitków z środkowej części samolotu.
Teraz tylko muszę wymyślić jakąś bajeczkę

Juliet schowała się w krzakach...

Wysłany: Sob 19:05, 17 Mar 2007

- Niech to szlag ten koles znowu pokrzyżował nam plany.. dobra musimy teraz zaatakować poki nie mam wszystkich , rozbitków ... wyciagac bron

obozowisko

Wysłany: Sob 19:05, 17 Mar 2007

Cindy patrzyła na rozbitów - Danny, zwabie go ty. Bedzie mnie pamiętał, byłam stewardessą... wymyśle coś... a potem po prostu go obezwładnisz - wyrecytowała cicho - chyba, że masz lepszy plan

Gość

Jack i Shannon łamali wszystko co jest drewniane. Gdy juz zebrali pewna ilosc drewna Jack powiedzial - musimy odpoczac, siadajmy.

Shannon siada na jakims przewroconym drzewie - Jack... a Ty nie chciales miec dzieci? - zapytala

Gość

- Pewnie, że chciałem, ale nie miałem na to czasu... skad to pytanie? - Jack w srodku ucieszyl sie ze Shannon mysli o nim tak powaznie.

- a nie tak tylko... widzialam jak patrzyles na Walta, tak jakbys zawsze marzyl o tym zeby miec syna - usmiecha sie do Jacka

Desmond widzi Shannon i Jack'a. Podbiega do nich. Następnie wykonuje gesty. Widocznie nie może mówić.

Shannon wstaje zszokowana z drzewa - Desmond!! uwolnili Cie!! - krzyczy i proboje odczytac co chce im przekazac, ale nie wie o co mu chodzi - usiadz na chwile jestes wykonczony... masz tutaj wode - podaje mu butelke -

Desmond zaczyna pić wodę, następnie wstaje i mówi: "Muszę znaleźć Boone'a".

- Boone jest na plazy a cos sie stalo?!?!.. i Jamie rowniez - usmiecha sie do niego - tracila zmysly bez Ciebie.. ale po co Ci moj brat? - zaciekawila sie Shannon

Ale żyje?? - zapytał się Desmond - nic mu nie jest?? - po czym wziął głęboki oddech i powiedział - moglibyście zawołać Jamie, bo ja nie mam siły.

- nic mu nie jest.. - powiedziala cieszac sie ze Des zyje.. - moze on bedzie znal wiecej odpowiedzi na te zagadkowe pytania.. - pomyslala - jasne czekaj.. pobiegne na plaze - Shannon ruszyla biegem na plaze a Jack zaczal mierzyc pul Desmondowi i sprawdzac czy nie jest za bardzo wycienczony.

//plaza//

Jamie nie była zbytnio zadowolona, że Shannon gdzieś ją ciągnie. Jednak kiedy jej oczom ukazał sie widok nieporadnego stworzonka, które badał Jack wyrwała się dziewczynie i zaczęła biec w kierunku Desmonda najszybciej jak potrafiła. Rzuciła się mu na szyję, po kilku minutach zdała sobie sprawę, że może go udusić dlatego lekko wypuściła go z objęć. Pocałowała go a czoło, w policzek, w obydwie powieki... pozostawiając sobie usta na soczysty deser ]:->
-Kochany mój, słoneczko...-wyszeptała po czym znowu próbowała pozbawić go życia (czyt. uwiesiła mu się na szyi).