Drzewa owocowe [od 9 dnia]

- wydalas cala fortune?! - na sama mysl Shannon sie zarumienila - to musialo byc cudowne przezycie - wybuchnela smiechem, po chwili sie uspokoila, ale usmiech nie zchodzil jej z twarzy - musicie byc bardzo zzyci z Benem -

- Jego się nie da nie lubić. No, chyba, że on cię nie lubi, wtedy jest źle. Ale ty jesteś jego córką. Zobaczysz jak ci się spodoba. - Położyła się na trawie i patrzyła w niebo - Już nie potrafie żyć bez tej wyspy. I Bez Bena...

- mowisz o nim jakbys byla w nim conajmniej zakochana - rozesmiala sie Shannon, rowniez rozkladajac sie na trawie

- Wiesz... Ten rok bez niego zrobił swoje. Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jestem...

Shannon usmiecha sie do Novi - a kto to jest Richard? -

- Richard jest chyba dla nas najbardziej zaufany. Często wyjeżdża z wyspy i obserwuje... Tydzień temu przyłapałam go w Central Parku i kazałam się zawieźć na wyspę - Novi roześmiała się serdecznie - Ale najpierw wszystko mi opowiedział. O tym, że się rozbiliście, że Ben sie zakochał, że Colleen wyjechała... Cały dzień opowiadań

- Ben sie zakochal? - usmiechnela sie szeroko bo lubila takie tematy - z wzajemnoscia? to pewnie ta Juliet - usmiecha sie - Boone cos wspominal o Juliet.. i o kanapkach - zrobila myslaca mine - ale on to zawsze duzo gada -

Novalis roześmiała się ponownie - Wygląda na to, że z wzajemnością... Juliet jest nawet miła. Pasują do siebie...

Shannon sie usmiechnela i spoglada w glab dzungli. - musi byc iu was dosc zabawnie - mowi zamyslona

- Nie potrafię już żyć gdzie indziej... Tu jest idealnie. Dlatego nazywamy to miejsce Utopią - Uśmiechnęła się - Nie wiem jak mogłabym żyć bez Bena, Alex, Toma czy Juliet... A'propos Bena... spóźnia się

- mam nadzieje ze przyjdzie niedlugo, bo bede musiala isc.. sciemnia sie a nie powiedzialam Jackowi ze gdziekolwiek ide.. bedzie sie martwil -

- Novalis, powiedezaiałaś, że na wschód! - Ben wyszedł zza krzaków, poddenerwowany - To jest południowy wschód! Szukałem cię - Patrzył na Novalis. Dopiero po chwili zobaczył Shannon - Dzień dobry Shannon... - Znów spojrzał na Novi - Kto umarł? mówiłaś, że ktoś umarł...

Shannon gdy widzi Bena odrazu wstaje - dobrywieczor.. tzn.. tak to sie stalo u nas na plazy.. - zaczela powoli

Ben połozył jej ręke na ramieniu - Spokojnie. Co się stało? - Był czuły i opiekuńczy, ale nie wiedział na ile może się posunąć

Novi była lekko zazdrosna. Kopnęła kamień i usiadła pod drzewem - Ja nic niewiem... - mruknęła cicho

- byla u nas... byla u nas bojka, niestety pare osob zostalo zranionych i ona nam pomogla.. potem przyznala sie ze jest od was.. i ja sie zdenerwowalam, wiec ona zaczela uciekac do dzungli i stalo sie... przewrocila, uderzyla glowa .. - Shannon sie zaciela.. dopiero po chwili dokonczyla - miala bardzo duza rane w glowie... ona nie zyje Ben.. Jane jej cialo zawinela w jakis material - patrzy w jego oczy bardzo smutna

- Powiedz mi jak wygladała... Może wspominała coś kim jest, czym się zajmuje? - Ben nie obwiniał nikogo. Chciał tylko wiedziec kto zginął

- byla lekarzem - powiedziala patrzac w oczy Bena, tak jakby chciala odgadnac jego mysli...

- Meredith... - Spuścił wzrok - Rest in peace... - mruknął i usiadł pod drzewem. Wyparowały z niego wszelkie uczucia. Złość, strach, entuzjazm... cała mieszanka, jakby pękła - Nie znałaś jej Novi, ona była tu tylko pół roku... - Powiedział do zielonookiej dziewczyny, siedzącej obok. Potem popatrzył wręcz błagalnie na Shannon - Czy... Czy oddacie nam jej ciało? Chcemy odprawić... uroczystość - Ostatnie słowo powiedział z trudem

- przyjdzicie w nocy... bede na was czekala.. bo jakby Jane was zobaczyla ... - niedokonczyla tylko spojrzala znaczaco na Bena i Novi - sproboje wam pomoc..a teraz.. musze juz isc.. -

- Cześć - Powiedziała podbita Novi. Popatrzyła na odchodzącą Shannon, a potem na Bena. Powstrzymywała się od wybuchu płaczu - To był przypadek, Ben...

- Wiem - Ben wstał - Wracamy do Wioski. Powiemy wszystkim - Podał jej ręke i pomógł jej wstać. Razem odeszli do Utopiaville

Shannon ruszyla szybkim krokiem w dzungle. Nie odwracala sie za soba, bo bala sie ze sledzi ja ta czarna chmura. Caly czas sie dziwnie czula.

//plaza//

Shannon kladzie karton na trawie. Zaczyna zbierac owoce.. ale po chwili orientuje sie ze i tak nie ma ich w co wlozyc.. zaczyna czuc jak zlosc wypelnia jej cialo. Rzuca jednym z owocow o drzewo. Slychac tylko dzwiek jak sie roztrzaskuje.. po chwili trzepot skrzydel ptakow. Shannon siada na trawie i zaczyna plakac.

Shannon podnosi gwaltownie glowe, bo slyszy jakies dziwne dzwieki.. bojac sie ze zaraz cos ja zje.. pogryzie.. badz cokolwiek.. zostawiajac pudelko ciastek biegnie przed siebie.

//ciemne terytorium//